Stephen King – Joyland
„Historia to zbiorowe i dziedziczne gówno rodzaju ludzkiego, wielka i stale rosnąca kupa łajna. Dziś stoimy na jej szczycie, ale wkrótce zostaniemy pogrzebani pod sraką następnych pokoleń.”
Ten optymistyczny akcent znajduje się gdzieś na początku (cytat z ok 50-tej strony) sentymentalnej podróży w którą zabiera nas legenda horroru. Autor i tym razem przewidział zagadkę i zaprosił trochę zdolności nadprzyrodzonych, aby wspólnie towarzyszyły czytelnikowi przez cały czas.
Nie ma co jednak ukrywać, że król grozy tym razem postawił na emocjonalność i wyciszenie. Ta książka zdecydowanie różni się od innych powieści Kinga, które miałem okazję czytać, co nie zmienia faktu, że poczciwy Stephen potrafiłby wywołać dreszcz emocji pisząc choćby o obieraniu ziemniaków. Tak było i tym razem.
Czytałem post factum kilka recenzji Joyland’u i widziałem, że ludzie skarżą się na brak akcji, brak mroku, wreszcie na brak tzw. WOW podczas rozwiązania akcji. Ja mam jednak z goła inne podejście i być może dlatego nie czuję się zawiedziony. Zdecydowanie wole historie, które trzymają mnie w napięciu od początku do końca, nawet jeśli wielkie WOW nie zaistnieje, od tych które są na prawdę zaskakujące, ale przed owym zaskoczeniem zwyczajnie niewciągające.
A jeśli zagonić do pracy swoją wyobraźnię – stworzyć sobie wizję tego miejsca, gwaru, muzyki, cyrkowego ubioru, groteskowości, profilu bohaterów, skrzypiących urządzeń, małych i większych tajemnic, nadciągającego huraganu w kluczowych scenach. Jeśli to wszystko zebrać i połączyć w jeden spójny obraz to robi się dość przerażająco.
Myślę, że King bazuje tutaj na wspomnieniach i emocjach wewnętrznego dziecka, które drzemie w każdym z nas. Czy pobyt w lunaparku albo cyrku, gdy byliście dziećmi, nie był dla Was równie podniecający co przerażający…?
Ocena końcowa:
-
Pomysł
-
Język
-
Akcja
-
Emocje
Czekałam na komentarz odnośnie tej książki, ponieważ wśród ostatniego dorobku Kinga mogę powiedzieć, że w tej pozycji się zakochałam. Podobnie jak z „Doktorem snem” wątek fantastyczny odszedł dla mnie na plan dalszy aby ustąpić miejsca historii o dorastaniu.Obserwowałam przemianę bohatera z młodzieńca w mężczyznę, cofnęłam się do czasów, kiedy sama dużo rzeczy przeżywałam po raz pierwszy.Książka jest dla mnie do tej pory jedną z tych, których okładka z czasem się rozpadnie od nadmiernego używania, ale ta podróż w poszukiwaniu „własnego futra” pochłania mnie za każdym razem , gdy do niej siadam.
Jest absolutnie fantastyczna i bardzo dojrzała. Wbrew powszechnej opinii – mnie bardzo przypadła do gustu.