To popularne powiedzenie ma bardzo bogate zastosowanie w wielu dziedzinach naszego życia. Paradoksalnie z rynkiem wydawniczym ma ono stosunkowo niewiele wspólnego. W książce, z założenia, ważna jest treść a nie oprawa graficzna. Jednak książka, z punktu widzenia sprzedaży, jest takim samym produktem jak szampon, czy majonez. W związku z tym, oraz faktem, że ludzie są wzrokowcami, wydawcy bardzo dbają o to, aby przykuć uwagę kupującego, gdyż to jednoznacznie przekłada się na wskaźniki sprzedaży.
Ilu grafików, tyle okładek. Są okładki wykonywane starą szkołą plakaciarską, są okładki abstrakcyjne, są okładki bazujące na zdjęciach artystycznych, ale także takie, które wykorzystują fotografie z banków zdjęć, kosztujące ledwie parę dolarów. Okładki inaczej projektuje się dla literatury kobiecej, inaczej dla literatury faktu, a jeszcze inaczej na przykład dla kryminałów. Warto zwrócić uwagę, jak często na okładkach znajdują się oczy. To jest stosunkowo prosty zabieg, który oszukuje nasz mózg, jakoby zachodziła jakaś relacja między osobą na okładce a nami.
Okładka jest czymś co zobaczysz buszując po księgarni lub bibliotece. Jest to jednak pierwsze i prawdopodobnie jedno z ostatnich momentów, kiedy okładka będzie dla Ciebie ważna. W chwili gdy otwierasz książkę, aby zacząć ją czytać, okładka mignie Ci tylko w chwili przerwy, gdy swoje „czytadło” odkładasz na bok. Po skończonej lekturze książka najpewniej wyląduje na regale i od tej chwili, na widoku będzie tylko grzbiet. I na owym grzbiecie chciałbym się skupić.
Ludzie kończą książkę i odkładają ją na półkę. Kończą kolejną i stawiają ją obok poprzedniej. Biblioteczka rośnie, bibliofil jest szczęśliwy. Ma emocjonalny związek ze swoimi książkami. Wystarczy jednak zerknąć na regał, aby zobaczyć chaos. Wtedy zdejmuje książki z regału i układa na nowo według jakiegoś klucza. Seriami, kolorami, wydawcami. Ciągle chaos…

Piękno tkwi w prostocie i symetrii. Marzy mi się sytuacja, w której chociaż część swoich książek mógłbym wyeksponować dumnie w miejscu, gdzie przyjmuję gości. Żeby ułożone tam książki były równe, symetrycznie względem siebie zadrukowane i nie krzyczały kolorystyką. I nie wymagam konsekwencji w obrębie całego wydawnictwa. Niechby chociaż serie były wykonane precyzyjnie.
Rozmawiałem na ten temat z kilkoma osobami, pracującymi w wydawnictwach. Jako przyczynę takiej sytuacji najczęściej podawane są albo błędy drukarskie albo zmiana grafika. Wydaje mi się jednak, że duża odpowiedzialność stoi jednak po stronie wydawcy. Jeśli ten nie ma potrzeby konsekwencji, to drukarnia też nie będzie się troszczyć o to, aby utrzymać choćby stały wymiar formatu czy to samo miejsce, w którym zaczyna się tytuł książki bądź znajduje się logotyp wydawcy. Różnice w wysokości rzędu kilku milimetrów są wyjątkowo irytujące według mnie, a wystarczy opracować standard wizualny. W korporacjach to się nazywa CI (Corporate Identity) i służy właśnie temu, aby na przestrzeni lat wszystkie materiały były co najmniej spójne, jak nie identyczne.

Cały ten artykuł ma na celu tylko zwrócenie uwagi na problem – chyba, że tylko ja mam takie wydumane problemy?. Dlatego bez podawania nazw wydawnictw, mogę napisać, że jest nadzieja. Są wydawnictwa – co najmniej dwa znane mi w tej chwili, którym zależy na estetyce. Projekty okładek wykonywane są w podobnej konwencji, a rozmiar książek oraz rozmieszczenie elementów są idealnie takie same. Zestawienie kilku takich, symetrycznych i spójnych pozycji daje naprawdę ładny efekt. I mimo, że nie format czy okładka, a treść w książce jest najważniejsza, to nie widzę powodu, aby ignorować spójność wizualną. Przecież co miłe dla oka, jest również miłe dla serca. Taki równiutki rządek ciekawych książek w widocznym miejscu w domu czy mieszkaniu, to przecież dodatkowa reklama wydawnictwa.


Też szykuję się do wpisu na temat okładek, bo no niestety, coś nas przyciąga, a w pierwszej kolejności nie jest to sama treść. Świetny artykuł, ja uwielbiam wydanie książek Tess Gerritsen z Albatrosa, minimalizm, to jest coś, co lubię. Najgorsze według mnie są okładki książek z gatunku literatury erotycznej/dla kobiet- po prostu robione na jedno kopyto, za przeproszeniem „do porzygu”.
Okładki to temat rzeka. Ja nie bardzo chcę zgłębiać temat frontów i ich wygląd, bo to zawsze rzecz gustu. Pragnę tylko, aby wydawnictwa pozbyły się drobnych, irytujących błędów.
Świetny tekst! Powiem Ci, że mnie zaskoczyłeś. Może dlatego, że mało mam serii u siebie i nie zwracałam nigdy uwagi na jakieś diametralne różnice między nimi. Owszem często denerwowało mnie to, że kiedy chciałam ułożyć książki aby grzbiety były czytelne naturalnie, część z nich musiałam stawiać do góry nogami.
Nie wiem czy to dobrze, czy nie ale dzięki temu tekstowi zwrócę na to większą uwagę i pewnie cholera mnie zapewne trzaśnie! 😉
Jedyne co, to ostatnio zastanawiałam się dlaczego tak wiele okładek jest po prostu brzydkich. Naprawdę trudno o piękne motywy i jeszcze piękniejsze wykończenia.
Wielkie dzięki 🙂 Ja nie chciałem nikomu obrzydzać 🙂 Ale powiem Ci, że są wydawnictwa, które świetnie wydają swoje książki. Przyglądnij się pozycjom z krakowskiego SQN. Może nie ma spójności między pozycjami, bo wydają przeróżne książki, ale indywidualnie naprawdę ładnie to robią.
Piekło perfekcjonisty – znam to aż za dobrze. Nie tylko Ciebie mierzi, kiedy grzbiety minimalnie do siebie nie pasują. Mnie także to denerwuje. Patrzysz sobie na swój zbiór, a ten jeden drobny detal to taki irytujący zgrzyt na idealnym obrazku. Brrr… No jak tak można? 🙂
A często tak niewiele trzeba 🙂
Mnie też raz zdarzyła się sytuacja z różnymi rozmiarami książek z tej samej serii :/
[…] czy wy oceniacie książki po okładkach? Kosma pokazuje wam jakie błędy i nieodciągnięcia zauważył w swojej biblioteczce. Niektóre […]
Świetny tekst, szczerze mówiąc nie zwracałam aż tak na to uwagi. Książki z jednej serii i się tak różnią. Chociaż układając książki na półce odwracam przód, tył, góra, dół – żeby tylko pasowało 😉
Strasznie irytuje mnie konieczność wyboru: czy książka ma stać do góry nogami czy trzeba będzie przechylać główkę niczym ptaszek, żeby móc odczytać tytuły na grzbietach- każdy w inną stronę. Taki artykuł to dobre wsparcie w walce o estetykę na naszych półkach 😉